Pewien splot okoliczności pozwolił mi spędzić trzy dni w stolicy Socjalistycznej Republiki Wietnamu - Hanoi.
Moje wyobrażenia o tym 90 milionowym kraju ukształtowane były przez różnorodne informacje o biedzie, głodzie, represjach, izolacji jakie nastąpiły po wygranej wojnie z Ameryką i ustanowieniu Republiki Socjalistycznej. W jakiś sposób projektowałem osobiste doświadczenia z życia w ustroju dyktatury komunistycznej na wygląd tego kraju...
Pewnie ten obraz pasował do lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, jednak sporo się od tego czasu zmieniło. Oczywiście trzy dni, w dodatku w stolicy, czyli miejscu szczególnym, nie koniecznie oddającym to co dzieje się w reszcie kraju, to stanowczo zbyt mało aby sporządzić jakiś pogłębiony raport, ale to co zobaczyłem, daje do myślenia.
Po pierwsze, oglądając reportaże z krajów egzotycznych, często mamy wrażenie, że owa egzotyka dotyczy raczej obszarów poza większymi aglomeracjami, mniej lub bardziej przypominającymi europejskie. W przypadku Japonii tak było, jednak nie w przypadku Hanoi. Egzotyka zaczyna się tuż po opuszczeniu lotniska (które jest nowoczesne i nie odbiega od standardów, może poza skrupulatnością kontroli paszportowej), ruch na drodze, egzotyczne, postkolonialne budownictwo i... ale zobaczcie sami (kolejne refleksje w następnych odcinkach):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz