Wczoraj odwiedził mnie K. - przyjaciel z Małopolski - i w reakcji na nastanie wiosny (przynajmniej kalendarzowej, bo tak naprawdę mamy wiosnę od kilku miesięcy) poczuł, że coś by w swym życiu zmienił. Mogą to być ma przykład nowe buty. I w ten sposób znaleźliśmy się w TK MAXX-e.
Zaczęliśmy od marynarek, szukając czegoś letniego w dobrej cenie; po przerzuceniu kilkudziesięciu modeli, wielokrotnych przymiarkach - w tym marynarek, w których na bal maskowy nie każdy przyjść miałby odwagę - K. trafił na spokojny, lniany, dobrze leżący model. Tymczasem ja, który byłem jeno dla asysty, przeglądałem marynarki jakich normalnie nie noszę (staram się raczej nie wyróżniać), w poziome, pastelowe paski. Przymierzyłam jedną i poczułem się w niej dobrze - była niestety trochę za mała, ale obok była podobna i ta już nieźle leżała. Cóż było robić - skusiłem się.
Następnie poszliśmy zobaczyć buty, ale tutaj nic nas nie zafrapowało.
Wobec tak wspaniałych modowych zakupów na myśl nam przyszło, aby całość jakąś sesją zdjęciową zwieńczyć. W ad hoc zorganizowanym studiu wykonaliśmy kilka zdjęć, zmagając się z nie do końca dobrze działającymi fleszami, ciasnotą, brakiem jakiegoś rozsądnego tła oraz rozsądnej wizażystki. Pomogła Kasia.
Ech, nuda... Może by coś zrobić? |
Tylko k...wa z której strony!? |
Tak , życie stawia dylematy...
OdpowiedzUsuń