Spis Treści

piątek, 8 marca 2013

Vilnius trip part I - day one

1 lutego 2013 r., o godz.17,oo odbył się w
GALERII DOMU KULTURY POLSKIEJ
w WILNIE - LITWA,UL. NAUGARDUKO 76
wernisaż wystawy zbiorowej członków Stowarzyszenia "65 LAT DOLNOŚLĄSKIEGO STOWARZYSZENIA ARTYSTÓW FOTOGRAFIKÓW i TWÓRCÓW AUDIOWIZUALNYCH - FOTOGRAFIA ARTYSTYCZNA 1947 - 2012".



Kurator ze strony Stowarzyszenia - Zbigniew Stokłosa, ze strony Domu Kultury Polskiej - Bożena Mieżojnis.

 1. PODRÓŻ

Dom Kultury Polskiej zaprosił czworo członków Stowarzyszenia, oferując dwa noclegi i wyżywienie w hotelu Domu Polskiego "Pan Tadeusz". Po naszej stronie była organizacja podróży.

Z Wrocławia do Wilna jest około 850km, to dystans, który pokonuję kilka razy w roku jadąc w delegację do centrali mojej firmy w Neuss koło Dusseldorfu w Niemczech. Dzięki autostradzie podróż nie zajmuje więcej niż siedem godzin. Do Wilna nie mamy autostrady - więc oszacowaliśmy, że może to być około dziesięciu godzin. Tak się złożyło, że nie mieliśmy samochodu do dyspozycji, wypożyczyliśmy więc Skodę Fabię - koszty były do przyjęcia. Aby spokojnie dojechać i mieć czas na zwiedzanie Wilna, postanowiliśmy wyjechać w środę 30-tego stycznia późnym południem, i jechać całą noc aby dotrzeć do Wilna rano. Jak to zwykle bywa - trochę się opóźniliśmy i wyjechaliśmy o 20-tej.

Miała to być zwykła podróż, a przerodziła się w niemal arktyczną wyprawę. Nie dość, że przerażające, głębokie jak studnia dziury w jezdni, które nie jest łatwo wypatrzyć jadąc nocą, to w okolicy Wyszkowa na drodze pojawił się śnieg. A potem było już tylko gorzej...

Po świecie krąży wiele - mniej lub bardziej prawdziwych - anegdot o nawigacji satelitarnej. Na ogół puenta jest taka, że głupcem kto jej bezgranicznie wierzy. My nie mieliśmy nawigacji w samochodzie, więc użyliśmy tej w telefonie. Bezgranicznie jej jednak nie wierzyliśmy, co jakiś czas konfrontując wskazania z naszymi - na rzecz - poglądami. Mimo beznadziejnej sytuacji na drodze - ciemności, dziur i śniegu - wydawało się, że zmierzamy w dobrym kierunku. Do czasu. Gdy na horyzoncie (raczej w metaforycznym znaczeniu, żadnego horyzontu widać nie było) pojawił Białystok zapaliło się żółte światełko. Nie zrażeni tym brnęliśmy dalej, aż w końcu oczywistym się stało, że zmierzamy do granicy z Białorusią. Być możne byłaby to najkrótsza droga do Wilna, ale tylko w przypadku przynależności tego kraju do Układu z Schengen - czyli zniesienia granic wewnętrznych. Białoruś nie tylko nie jest sygnatariuszem układu - nie jest nawet krajem UE i raczej nie prędko będzie. Aby przez Białoruś przejechać, potrzebowalibyśmy paszporty i wizy...

Nie pozostało nic innego, jak ruszyć wzdłuż granicy Białoruskiej i Litewskiej do pierwszego przejścia granicznego na Litwie w kierunku Wilna. Ten odcinek był jak tor saneczkowy - bardzo śliski, lub jeszcze bardziej śliski - i na tej drodze zastał na świt.

Jednak po dotarciu do granicy czekała nas nagroda - ostatnie 150 kilometrów przez Litwę odbyło się po niezłej, wolnej od śniegu, drodze. W Domu Polskim byliśmy o 11-tej ich czasu (dodaje się godzinę), czyli o 10-tej naszego - w rezultacie 14 godzin za kółkiem. To jak podróż na Syberię! (lekko przesadziłem...)

2. PIERWSZE KROKI W WILNIE
 
Szybko się zakwaterowaliśmy, zjedliśmy co komu z drogi zostało, szybkie ablucje i ruszamy zwiedzać miasto. Z aparatami oczywiście.
Najpierw pierwsza część zdjęć - w następnych częściach kolejne zdjęcia, w tym wernisaż i refleksje.

Dom Kultury Polskiej - do zabytkowego centrum około dwóch kilometrów

Ta część miasta w dużej mierze powstała po wojnie, ale są tutaj także "zabytki architektury drewnianej" pamiętające pewnie "polskie czasy"...



 


 

Taka urbanistyka raczej nie zachwyca, choć na swój charakter
 






Znany wrocławski fotografik i dziennikarz - organizator wyjazdu

















 



Tutaj zaczyna się wileńskie zabytkowe Stare Miasto - zdjęcia w następnej części







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz