Jest taki temat, który wciąż wzbudza pewną konsternację, choć doprawdy nie wiem czemu. Biorąc pod uwagę eklektyczność (historia i tzw. geo-położenie) naszej kuchni oraz najnowsze wpływy różnych mód kulinarnych, zaskakuje mnie sceptyczny stosunek do sałatki owocowo-warzywnej...
Jak to, słodkie owoce z warzywami, i może to do mięsa? Ano tak to, może i do mięsa. Podział na owoce i warzywa jest raczej kulturowy, z podziałem biologicznym nie ma nic wspólnego. Dlaczego więc nie używać jednych i drugich w jednej potrawie? Dlaczego owoce nie pasują do dań słonych a warzywa do słodkich? A ciasto marchewkowe, kaczka z pomarańczami czy jabłkiem?
Naprawdę nie wiem, o co chodzi z tą sałatką, ja ją lubię i chętnie przyrządzam. Tym bardziej, że pasuje do filozofii męskiego gotowania: bierzemy co mamy pod ręką, sprawiamy byle jak i dobrze przyprawiamy. Skład sałatki nie jest ustalony - zależy od inwencji i dostępności składników.
Dzisiaj, po wizji lokalnej, zebrałem następujące składniki: seler naciowy, pomidor, papryka, szczypior, cebula, morela i brzoskwinia. Wystarczy wszystko jakoś tam pokroić (ja nie obieram skórki z moreli czy brzoskwini, o pomidorze nie wspominając). Wrzucamy do miseczki, solimy, pieprzymy, słodzimy (użyłem miodu rzepakowego, ale cukier także jest OK, a słodzenie jest istotne aby uzyskać wyjątkowy, lekki winny smak), dodajemy soku z cytryny lub octu owocowego albo winnego (ja - ocet jabłkowy) i mieszamy. Odstawiamy na 10 minut, aby składniki puściły sok. Próbujemy i doprawiamy do smaku, jeśli trzeba. Teraz dodajemy przyzwoitej oliwy lub oleju i ostatni raz mieszamy.
W piekarniku zapiekłem Rosca Serrano z biedronki... i powstało kompletne danie obiadowe. A sałatka palce lizać:-).
Przy okazji mały trening z fotografii żywności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz